Co się stanie, gdy wrzucisz siostry Godlewskie u siebie na Facebooka
Nawet najwięksi i najbardziej utalentowani artyści potrzebują wsparcia swoich najwierniejszych fanów, toteż uznałem za swój święty obowiązek wrzucić na fanpage informację o premierze nowego teledysku sióstr Godlewskich. I się zaczęło.
„Po co promujesz to gówno”. „Nabijasz im hajs”. „Na chuj to udostępniać”. „Jakie to jest popierdolone”. „Pompujesz im fejm”. „Nie można tego jakoś zablokować w sieci? Żenada”. „Tego się nie da odzobaczyć”. „Unlike za udostępnienie tego gówna”.
I tak dalej. Jakieś 150 komentarzy, w większości rynsztokowych.
Są trzy zjawiska nieśmiertelne w internecie: nigeryjski spam, fotki bezdomnych psów i ludzie, którzy nieustannie na nowo odkrywają, że ktoś nie umie śpiewać.
Co te siostry zrobiły im złego? Nie wiem. Przecież nikt nikomu nie każe ich słuchać. Nie podoba się? Omiń! Wyłącz! Nie włączaj! Rzecz jasna „użytkownik internetu” myśli inaczej. Normalny człowiek, idąc ulicą, gdy widzi gówno, to je omija. Typowy internauta nie dość, że nie omija, to jeszcze się w nie wpierdala po uszy, a potem krzyczy, że to gówno jest złe, trzeba usunąć i nie da się tego odgównić!
W żadnym razie nie porównuję sióstr do gówna. To tylko jaskrawy przykład braku logiki wśród przeciętnych internautów.
Ale skoro one są takie złe, bo sobie chcą śpiewać, to co można powiedzieć o ludziach, którzy nigdy w życiu niczego nie stworzyli i ich największym osiągnięciem życiowym jest sączyć jad?
Dawniej moja społeczność (czasy „esiątka” – mojego poprzedniego bloga) była inna. Dawniej większość komentatorów stanowili ludzie, którzy umieją się dystansować, patrzeć w milczącej pogardzie na plebs ze sraczką. Potwierdza się prawda, że jak tylko ściągniesz komentatorom kaganiec to zaczną ujadać i gryźć, bo przecież mi się też oberwało. Tylko za to, że wrzuciłem na mój prywatny fanpage teledysk Godlewskich. Oczywiście przeczytałem nieśmiertelne komentarze o nabijaniu sobie popularności, lajków, odsłon. Niektórzy z nich uważali się za moich fanów. To dziwne, bo gdyby faktycznie byli moimi fanami, to wiedzieliby, że mnie na fanpage’u nie ma od wielu lat. Wrzucam tam głównie kopie fotek z Insta i zapowiedzi bezpłatnych wykładów. Wiedzieliby, że gdzie tylko się dało, uciekałem od popularności. Nie prowadzę fanpage na którym mam 60 tysięcy obserwujących, nie piszę na profilu prywatnym FB (16k), nie piszę na blogu, na którym dawniej bywało kilkaset tysięcy ludzi, ani nawet na Instagramie, na którym miałem do niedawna 20 tysięcy.
Na co dzień wrzucam zdjęcia i filmy tylko na moim nowym, niezbyt wielkim koncie Instagramowym, które kocham, uwielbiam i na którym mam dokładnie taką społeczność, przy której dobrze się czuję.
Im też wrzuciłem wczoraj siostry Godlewskie. Jakie reakcje miałem na priv? Pozytywne lub zabawne. Hejt? Ani jednego. Zero hejtu. Jak to możliwe? Dlaczego tam nie mam baranów, którzy są niemili, agresywni i myślą, że blogerowi zależy odsłonach, lajeczkach, udostępnieniach i komentkach?
Nie pisałem na fanpage’u, bo nie lubiłem tego miejsca.
Może dlatego, że jest to wciąż ostatnie miejsce, którego nie zaorałem po dawnych, wulgarnych czasach i wiem, że gnieżdżą się tam pogrobowcy Kominka. Zastanawiam się (od wielu miesięcy) co z tym zrobić i albo cierpliwie będę wszystkich hejterów wypierdalał albo założę nowy fanpage, na którym skupię się na komentowaniu bieżących wydarzeń oraz wrzucaniu teledysków sióstr Godlewskich. Już dawno bym to zrobił, ale nie miałem pewności, czy dałbym radę tam regularnie pisać, bo jednak mocno przywykłem do Instagrama i newslettera. Dam sobie jeszcze czas na przemyślenia i jeśli założę nowy fanpage to powiadomię o nim najpierw tylko osoby uczestniczące w moich wykładach, bo im jakoś ufam najbardziej. Kolejny wykład już za tydzień.
„WSTYD MI ZA TYCH Z RADOMIA”
Kończąc, przyznaję, że jest mi wstyd za tych, którzy zareagowali tak, jak na siostry Godlewskie reaguje internet. Jadem, agresją, hejtem, bolesną pogardą. Moja społeczność nigdy nie mówiła głosem większości. Nie zawsze byliśmy grzeczni, bo kto pamięć ma dobrą, ten wie, że zaczynałem przygodę z blogowaniem od wulgarnych treści, ale nawet wtedy moja społeczność nie reagowała tak, jak reaguje większość. Internet – bardziej niż kiedykolwiek – choruje na jednomyślność. Kochamy to, co kochają inni. Nienawidzimy tego, czego nasi znajomi nienawidzą. Tego u mnie nigdy nie było. Ba, przecież umiejętność spojrzenia na pewne zjawiska z innej strony leżała u podstaw mojego bloga. To gdzieś znikło, bo i ja zniknąłem, zamykając się kilka lat temu w swojej malutkiej bańce. Dobrze mi w niej, choć na początku bywało nudno. Dopiero stworzenie szkoleń „masterclass” i pół roku temu cyklu bezpłatnych wykładów sprawiło, że do szczęścia brakuje mi już tylko większego penisa i nowego grzebienia. Nic mnie bardziej nie zniechęca, jak myśl, że mógłbym mieć znowu setki tysięcy czytelników, czytać o sobie durne teksty na portalach i użerać się z legionem debili, którzy każdego dnia wchodzą na internet i tylko patrzą komu by tu dojebać. Nie ma nic złego w krytyce, kontrowersjach, naśmiewaniu się, ale jak się pisze o kimś, że „one są popierdolone” albo rzuca się na mnie, że na moim fanpage’u publikuję to, na co mam ochotę, to nie widzę w tym nic zabawnego. Trza się rozstać, bo teraz uwielbiam święty spokój i życzliwych ludzi. Pogardzam tymi, których łatwo wkurwić.
I żeby było jasne. Siostry Godlewskie zostają. Forever. Będę promował każdy teledysk jaki stworzą, a ty mi w tym pomożesz.